Krzysztof Oksiuta Krzysztof Oksiuta
414
BLOG

Mój 13 grudnia.

Krzysztof Oksiuta Krzysztof Oksiuta Polityka Obserwuj notkę 1

 

Jest weekend 12 grudnia 1981roku.Jesteśmy studentami Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Ja i Artur Lewczuk pochodzimy z Białej Podlaskiej, Marek Anioł z Ełku i Irek Jastalski z Giżycka. Mieszkamy w akademiku przy Żwirki i Wigury. Tak się dobraliśmy losowo, ale niezła z nas paczka. Nikogo się nie boimy, jesteśmy żądni wiedzy ,sławy, miłości i przygód. Marek jest zwolennikiem apartheidu, Irek dyscypliny wojskowej, Artur kompromisu, a ja prawie absolutnej wolności. Ciągle o czymś namiętnie dyskutujemy. Nie jesteśmy dogmatyczni, a raczej pełni sarkazmu do wszystkiego co nas otacza.
Nie pijemy, na wzór starszych kolegów alkoholu, choć akurat tego dnia przywiozłem z domu 12 butelek bimbru, który otrzymałem od kuzyna w zamian za plik kartek na cukier. Większość szybko sprzedaję w akademiku, resztą sami się delektujemy namiętnie dyskutując o polityce. „Solidarność” ma właśnie swój burzliwy zjazd. Komuniści Jaruzelskiego ostro go krytykują. Wpadam na pomysł napisania czegoś na ten temat. Wyjmuję świeżo kupioną walizkową maszynę do pisania marki „Łucznik” (zazdroszczono mi jej wszędzie) i jedziemy ostrymi tekstami po całej komunie i Jaruzelu. Były to po trosze wygłupy podpitych studentów uderzających w patriotyczne tony walki z ogłupiającą nas propagandą komunistycznych mediów. Około drugiej w nocy poszliśmy spać.
Rano 13 grudnia budzi nas żałobna muzyka w radio. Słyszymy przemówienie Jaruzelskiego. Padają groźne słowa „stan wojenny”, „internowanie”, „godzina milicyjna”, „kontrolowane rozmowy” itp. Nie bardzo to do nas dociera. Mamy poimprezowego kaca.Za oknem widać ciągle przemieszczające się kolumny wojskowe. Uświadamiam sobie, że właśnie skończyła się moja wolność. Ogarnia mnie z każdą chwilą coraz większa złość. „Jak ten skurwiel Jaruzel mógł mi to zrobić !”. Patrzę na kartki zapisane czcionką maszyny do pisania. Czytam na głos te teksty przeciwko Jaruzelskiemu. Częściowo miesza się tu patos z prostą agresją. „Zobacz Irek! -  my żeśmy wczoraj już to przewidzieli. Wstawaj, powielmy to”. Przepisujemy je przez kalkę. Jesteśmy podekscytowani. Wsiadamy do autobusu 175 i wysiadamy przy Centralnym. Kupujemy klej, dzielimy się chodnikami w przejściach podziemnych i kleimy nasze pierwsze antykomunistyczne ulotki na granitowych ścianach. Ludzie tłumnie zatrzymują się i czytają. Potem przechodzimy na rondo Marszałkowskiej i robimy to samo. Jesteśmy szczęśliwi. Nie przerażają nas patrole ZOMO, ani opancerzone skoty. Liczy się walka.Za tydzień, w Kościele Św. Krzyża, razem z Irkiem nawiązujemy kontakt z tworzącym się warszawskim podziemiem. Marek i Artur nas wspomagają, ale nie angażują się czynnie. My decydujemy się na walkę do końca.

PS.Dzięki Artur.Poprawiłem

Polak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka